Ładowanie

Z Trurlem i Klapaucjuszem do Koszęcina i z powrotem

Z Trurlem i Klapaucjuszem do Koszęcina i z powrotem

16-17.03.2019

Do Koszęcina ISMR jeździ od wielu lat. Impreza organizowana przez Koszęcińskie Kółko Modelarskie „Broń i Barwa”, motorem wydarzenia jest bardzo sympatyczne małżeństwo Iza i Krzysiek Kozowie, a wspiera ich spora gromadka młodzieży. Dużym plusem imprezy jest szeroka gama klas startowych w części festiwalowej, a jest też i konkurs „Koszęcińskie Raki” gdzie modele oceniane są według klasyfikacji punktowej. Dużym plusem jest też możliwość zmierzenia się z czeskim sposobem oceniania modeli w kategoriach specjalnych prowadzonych przez modelarzy z Karviny (KPM).

Ponieważ serce wkładane w ideę promocji modelarstwa przez Izę i Krzyśka jest wielkie ISMR nie mógł i w tym roku nie wesprzeć imprezy swoją obecnością. Jeszcze w ostatnim tygodniu przed imprezą poproszeni o wsparcie organizacyjne, z wielka przyjemnością dołożyliśmy swoja cegiełkę. Niestety do ostatniej chwili nie znana była liczba uczestników naszej reprezentacji. Ostatecznie wyznaczona została jedna osoba w postaci modelarza wierzącego lecz nie praktykującego, czyli mnie. Co nie oznacza, że miałem tam pojechać z dobrym słowem tylko, tak to nie. Już w piątek rano pojechałem do Bydgoszczy aby odebrać tam modele zarówno nasze jak i dzieciaków z modelarni będącej pod opieką starego Puchacza. A do wieczora w sklepie modelarskim stopniowo rosła spora kupka modeli znoszona przez Inowrocławskich modelarzy.

Sobota wcześnie rano, pakowanie gadżetów reklamujących ISMR, modeli i namiastka sklepu weszła. Namiastka, bo w czwartek wobec faktu, że jadę sam i miejsce w samochodzie można wypełnić, postanowiłem połowicznie zaprezentować sklep modelarski w Koszęcinie. Połowicznie bo zdarzają się imprezy na które jadę w celach popularyzatorsko – komercyjnych i zabieram dwa regały. Tym razem mogłem zabrać tylko jeden, bo resztę miały wypełnić modele naszych zawodników.

Było już jasno, choć ciężkie chmury deszczem niespokojnym utrudniały jazdę, do tego bardzo silny wiatr zmuszał to stałej uwagi i kontrowania jego siły szczególnie przy opuszczaniu stref osłoniętych ekranami dźwiękochłonnymi. W takich to nieprzyjaznych okolicznościach przyrody dotarłem do Włocławka, gdzie czekała na mnie reszta modeli do zabrania. Teraz przestrzeń samochodu wypełniła się po dach, a siedzenie obok mnie było wypełnione do wysokości szyby. Za Włocławkiem deszcz ustał, wiatr nie ale za to słońce wyszło i jechało się całkiem przyjemnie w towarzystwie Trurla i Klapaucjusza. Na miejsce dotarłem zgodnie z planem, czyli około 10:00. Tu następuje zawsze ta przyjemna część takiego wyjazdu, przywitanie z organizatorami i kolegami z innych miast w Polsce, którzy też tu zjechali. Chwila ta nie trwa zwykle długo, bo obowiązki czekają, trzeba przywiezione modele wypakować z samochodu, a potem z pudełeczek przenieść na przygotowane stoły. Tym razem było co nosić bo przywiozłem 53 modele. A do tego czekało mnie jeszcze rozstawienie regału, zmontowanie rusztowania i umieszczeniu na nim banneru ISMR. Ale co tam, dałem radę, małe 2 i pół godzinki i gotowe.

Teraz czas pomyśleć o sobie, a przede wszystkim o noclegu, bo zwlekałem z jego rezerwacją czekając, na decyzję innych członków ISMR. Nie doczekałem się i okazało się, że wszystkie miejsca noclegowe już zajęte. To nie jest jednak powód, który by mógł pokrzyżować moje plany, niestety dopiero w połowie drogi przypomniałem sobie, że nie wziąłem śpiworka !! Acha, acha, nie wziąłem śpiwora !! Nie wiedziałem, że tak będzie.

Z problemem udałem się do Izy, która sama będąc bardzo zajęta, wzięła na klatę mój problem i niemal natychmiast zorganizowała mi miejsce w pokoju kolegów z Łambinowic. Moja radość nie trwała jednak zbyt długo, nie wiem czy poszli po rozum do głowy, czy z innej przyczyny, ale ostatecznie zerwali umowę ustną i powiedzieli, że nie przygarną kropka. Powróciłem więc do pierwszej koncepcji, ostatniej deski ratunku, czyli przenocowaniu w pokoju IPMS Warszawa, która to gotowość, bez entuzjazmu, wcześniej wyrazili. Iza zorganizowała karimatę, śpiworem i poduszeczkę, cóż więcej potrzeba, poza tym aby położyć się tak, aby nie mieć twarzy na drodze do toalety.

Wreszcie chwila wytchnienia, czas popatrzeć co na stołach, zrobić jakieś fotografie i powymieniać się wrażeniami i doświadczeniami z innymi uczestnikami imprezy. Mimo, ze czasem uda mi się pewne pytania przewidzieć i przygotować się na nie wcześniej, jak np. na stoisku sklepu umieściłem napis „CENY NEGOCJUJEMY tylko w górę”, okazało się, że byłem kompletnie nie przygotowany na stale powtarzające się pytanie, „a co z Grzesiem ?”. Występowałem więc w roli adwokata, referenta i oskarżyciela, ale żadnego pytania nie pozostawiłem bez odpowiedzi. Od kolegi z Krakowa dostałem też bon na porcję bigosu, z którego przed chwilą wróciłem.

O godzinie piętnastej udałem się na odprawę sędziowską, gdzie tłumu nie było i na pytanie kto może sędziować plastiki po małej ciszy jaka zapanowała nieopatrznie powiedziałem, że „nie znam się na niczym, więc mogę sędziować wszystko” i usłyszałem, że we dwóch mamy sędziować wszystkie plastiki seniorów. Ponieważ nie poddaję się tak łatwo udałem się do sędziowania, jednak wcześniej musiałem się posilić korzystając z cateringu zorganizowanego przez organizatorów. Czynność ta zajęła nam kilka godzin (sędziowanie, a nie posiłek) i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku przedstawiliśmy Sędziemu Głównemu naszą ocenę prac modelarzy z uzasadnieniem, które modele wyróżniliśmy i dla czego, oraz które modele jeszcze były godne uwagi, a srogi regulamin nam to uniemożliwił. Szczególnie trudno mi było sędziować klasy gdzie były modele ISMR, bo choć nie były to moje prace jednak świadomość wspólnoty trudno się wyłącza w takich sytuacjach, ale da się. Było nas dwóch w komisji, nie mogłem się wycofać z tych klas. Wymyśliłem sobie sposób-wytrych, że przy tych klasach czekałem cierpliwie na sugestie kolegi, jak nie mogłem się doczekać przedstawiłem swoje typy 7-10 modeli które wyraźnie wystawały ponad przeciętność i czekałem na decyzje kolegi.

Zrobiło się ciemno, czas było udać się na nocleg, a przed spaniem na długie Polaków rozmowy. Po drodze zatrzymaliśmy się przy sklepie aby kupić coś na kolację. Każdy miał inne potrzeby. Ja z powodu gorączkowej walki z czasem aby wnieść na halę i rozpakować owe 53 modele i zaimprowizowaniu stoiska bardzo się odwodniłem, wypiłem dwa kubki kawy i około 20 kubków wody aby zniwelować skutki odwodnienia organizmu, kupiłem kolejna porcje płynu. Flacha powiedział, że ma flachę i potrzebuje tylko inne naczynie niż plastikowy kubek nabył ceramiczne podstawki do jajek, kto co tam jeszcze, w koszyk nie zaglądałem.

Na miejscu przywitała nas reprezentacja IPMS Świdnicy, która będąc już po grillowanych kiełbaskach szukali towarzystwa aby się wrażeniami podzielić. Ponieważ IPMS Warszawa jak i ISMR z natury towarzyscy jesteśmy, chętnie przystaliśmy na wspólne czasu spędzanie i tak przyszło nam go spędzać do około trzeciej w nocy (a może i rana ? nigdy nie wiem jaka jest poprawna forma). Już na wstępie otrzymałem propozycje od kolegów ze Świdnicy, że mogę skorzystać z wolnego łóżka w ich pokoju, mogłem więc beztrosko analizować to co się dzieje zarówno w naszym świecie wewnętrznym jak i w tym zewnętrzny.

Obudziłem się wcześnie, bo około dwadzieścia minut przed siódmą i żadne zmuszanie się do snu nic nie dawało, wreszcie odezwał się Jarek i nastąpiło zgodne kolejne po sobie wstawanie bo łazienkę w pokoju mięliśmy tylko jedną. Przy śniadaniu dokończyliśmy niedokończone rozmowy i wróciliśmy na halę aby zobaczyć te modele, które przed naszym wzrokiem wczoraj umknęły. Tam czekała mnie kolejna sesja fotograficzna, przelotne i dłuższe rozmowy, jeszcze lepszy niż wczoraj bo kolejny raz odgrzany bigos i szturmem wdarłem się na końcówkę zebrania IPMS, a tam przedstawiłem swoje sugestie dotyczące inicjatywy Pucharu Polski.

Zakończenie imprezy było sprawne. Ja wbrew moim zasadom już wcześniej pakowałem modele. Ale wiedziałem, że łatwo nie będzie, trzeba wszystko umieścić w pudełkach tak jak zamierzył autor modelu ale nie chciał się tą wiedzą podzielić. Kiedy kończyłem pakować samochód wszyscy już odjechali, hala już była posprzątana, ja znowu odwodniony. Wskoczyłem więc wypić jeszcze cztery kubeczki wody, pożegnać się, podziękować za imprezę i w drogę do domu w miłym towarzystwie Trurla i Klapaucjusza.

Z ponad ośmiuset modeli jakie można było zobaczyć w Koszęcinie wracałem z jednym medalem w konkursie Rakowym i jedenastoma wyróżnieniami dla ISMR, Nagrodą Specjalną dla Martyny Wiśniewskiej od koła modelarskiego „Jedenastka” oraz z ośmioma dyplomami i upominkami dla dzieciaków za ich modele.

Share this content: