Ładowanie

S08E06 Inowrocławskie Spotkanie Modelarzy Redukcyjnych

S08E06 Inowrocławskie Spotkanie Modelarzy Redukcyjnych

	
Chcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie,
nasze spotkania odbywają się jeszcze.

Czy jakiś magnes jest zakopany ?
Czy lep na nich powykładany ?
Że raz w miesiącu o stałej godzinie
Garstka ludzików spotyka się w Inie
Nikt tego nie wie po co, dlaczego ?
Jest imperatyw i trzeba być kolego.
Schodzą się z bliska i jadą z daleka,
bo wiedzą, że zawsze na nich ktoś czeka.

Ciepło, oj jak przyjemnie ciepło. Siedzę więc sobie i ogarniam zaległości ( łoj jakie zaległości ! ). Otwierają się drzwi i wsuwa się Andrzej z pytaniem na ustach:
Czyżbym był pierwszy ?
Tak jesteś pierwszy – powiedziałem – jest jeszcze wcześnie bo choć oficjalnie od 15:00 spotkanie startuje, to zwyczajowo ok. 16:00 zaczynają się ludzie schodzić. (w sobotę pracuję do 14:00 i potrzebuje godzinkę aby przearanżować biuro na potrzeby spotkania, uzupełnić zapasy tradycyjnych paluchów i napchać sobie brzucho. W taki dzień żywię się jak pies, raz dziennie 🙂
Andrzej pochwalił się, że dzisiaj właśnie zdał egzamin i jest dyplomowanym pedagogiem, co ma niebagatelne znaczenie w jego pracy z dzieciakami które do rzemiosła modelarskiego stara się wdrożyć.

Długo jednak nie pogadaliśmy o jego sukcesie edukacyjnym bo za chwilę weszli Piotrek z Michałem, Michał znowu na lenia, nic nie przyniósł, ciągle opowiada co to będzie i co to nie zgromadził, ale nikt tego nie widział, więc nie wiadomo czy to prawda. Piotrek natomiast pokazał początki swoich zmagań z Mi-24 w skali 1:72

Andrzej wysilił swoja pamięć niebagatelnie, na skroniach żyłki się pokazały, a z uszu dało się zauważyć sączące się lekkie smużki pary, ale przypomniał sobie jak to było kiedy pilotował tego wiatraka i wypowiedział sakramentalne słowa „tak było”. Poza drobna uwagą, że ta dźwignia to była czerwona. Biorąc pod uwagę, dzień pełen emocji dla Andrzeja i jego doświadczenie, nikt nie zamierzał z tym polemizować. A wielkim sercem wykazał się Piotrek i Michał (a dokładniej czterdziestoma serduszkami) bo zniknęli na chwile i za moment pojawili się z dwoma paletami. No teraz spotkanie musi nabrać tempa skoro jesteśmy w tak cenne napoje wyposażeni.
Chłopaki pochłonięci dyskusją więc mam chwilkę aby dokończyć przygotowania i dla miłych gości powykładać kilka ciasteczek do schrupania, bo każdy przecież wie, że ciasteczko łagodzi obyczaje.

Następnie jeszcze zadbać musiałem o multimedia czyli spowodować aby na ekranie na ścianie wyświetlało się coś ciekawego, a z głośników sączyła się jakaś muzyczka, tym razem postawiłem na szanty.

Drzwi jeszcze były zamknięte, bo z pomocą klimatyzacji trzeba było schładzać pomieszczenie. Wieloletnie doświadczenie wypracowało takie właśnie działania, bo kiedy wejdzie 20-40 gorących głów to tylko zdolność przewidywania i szybka reakcja ratuje sytuację. Za wspomnianymi drzwiami zobaczyć można było delegatów z bydgoskiego modelarskiego świata. Stawiło się tym razem tylko dwóch i upał nie pozwolił im na przygotowanie spójnego usprawiedliwienia, a ich nieprzekonywujące tłumaczenie dlaczego pozostali nie przyjechali nie nadaje się do przytoczenia, aby nie narażać inteligencji czytających te słowa na poważny dyskomfort.

Teraz czas z minuty na minutę zaczynał przemieniać się w strusia i z tygodniowego dystansu trudno mi spamiętać dokładną chronologie wydarzeń. Bo i o chronologii i jakimkolwiek porządku mowy być nie mogło, skoro trzy osoby nie potrafiły usiąść synchronicznie.

Iron uraczył nas swoim nowym dziełem. Model kartonowy Scammell Pioneer z wydawnictwa WAK. Pojazdy Irona od dawna cieszą nie tylko nas ale i wielu uczestników konkursów modelarskich, z których zawsze jakieś wyróżnienie przypada modelowi Irona. Cieszy przede wszystkim samego autora a to jest najważniejsze. Dlatego dobrze aby i Was cieszył. Iron w stosunku do pierwowzoru zrobił w modelu niezależne zawieszenie kół.

Jak wspominałem wcześniej, z chronologią sobie nie poradzę, bo trudno ogarnąć co się dzieje na raz w trzech pomieszczeniach, a i na zewnątrz palacze zawsze znajdują swój azyl. Warto odnotować, że po dłuższej nieobecności pojawił się Bartek. Niezwykle przystępny i pomocny pancerniak. Wyraził swój żal, że nie stawili się inni nasi pancerniacy, sytuację ratował Jacek, jak zwykle dyskretny, jak zwykle cichy, a jakże wielki wkład mający w sukcesy ISMR. Pociechą dla Bartka było to ze właśnie przystąpił do ISMR i na spotkania kolejny plastikowy pancerniak, Łukasz. Miejmy nadzieję, że mu się z nami spodoba.

Ja uciąłem sobie krótką rozmowę z Danielem, na temat jego niedawnego wypoczynku z rodzinką w Turcji. A potem udałem się do osobnego pomieszczenia aby fotki modelom zrobić. Straciłem troszkę czasu na szukaniu stopki do aparatu, aby go na statywie osadzić. Niestety poniosłem porażkę i zdjęcia z ręki musiałem robić. Z tego powodu relacja niepełna bo nie wszędzie ucho przyłożyłem, a jeżeli przyłożyłem to naturalnie wbudowany system nie przechowywania danych wrażliwych, i nie tylko, spowodował, że relacja jest szczątkowa.

Na zewnątrz, w różnych konfiguracjach i liczbie nasi też byli, ale potrzeba kurzenia i letnie przyrody otoczenie ich tam trzymało. Okazuje się, że nie tylko interesują ich golenie Spitfirów, Hellcatów i innych samolotów ale inowrocławianek jak najbardziej. Ale czy to kurzenie czy inowrocławianki ich tam trzymały do tego się nie przyznają.

W kuchni zawsze jest najchłodniej, z azylu tego korzystają tutaj Barti, Andrzej i Tomek. Oni nie częstowali się napojami z serduszkami podarowanymi od Piotrka i Michała, oni tradycyjnie kawke spijali.

Barti przyszedł dziś bez modelu, ale jemu trudniej jest skoro buduje kartonowe okręty w skali 1:200. Niemniej, tym razem, jego model czekał na niego, po niedawnych wyjazdach na konkursy, wreszcie mógł wrócić do właściciela.

Andrzeja zna cała Polska, a trzecim jest Tomek. Tomek Przyjechał z Arturem z Włocławka, był na spotkaniu wiele razy, tym razem podjął męską decyzję i został członkiem ISMR. Na dowód tego, że cenny to dla nas nabytek niech świadczą jego prace które nam zaprezentował.

O Andrzeju na koniec jeszcze raz wspomnę bo był on w szczytowej formie, opowieści i śmiechu było bez liku. Podtrzymał swoje twierdzenie że Antkiem nie da się pętli zrobić. Nie odmawiał poczęstunku, co jeszcze go bardziej otwierało, Na koniec zabrał nam Łukasza i poszli do domu. Pretekstem było to, że mieszkają blisko siebie, my znamy jednak Andrzeja i wiemy, że pracował aby Łukasza sprowadzić na inne tory i wcale nikogo nie zdziwi jak Łukasz wkrótce zacznie kleić ciuchcie.

Na zdjęciu obok te Serduszka o których pisałem które przynieśli nam Piotrek i Michał.

Listę obecności za wszystkich podpisał piszący te słowa WojtekzIna, a podpisy złożone zostały w imieniu: Andrzeja, Michała, Piotrka, Jakuba, Irona, Puchacza, Bartiego, Łukasza, Macieja, Agnieszki, Jacka, Marcina, Adama (tylko na chwilę bo na lotnisku obowiązki go wzywały), Artura, Tomeka, MiSzy, Szagusa, Daniela, Bartka.

Share this content: