Ładowanie

S12E02 Inowrocławskie Spotkanie Modelarzy Redukcyjnych

S12E02 Inowrocławskie Spotkanie Modelarzy Redukcyjnych

Kolejne nasze spotkanie było pełne wrażeń z niedawnych naszych wyjazdów na rubieże i poza rubieże. O ile ze Stalowej woli wróciliśmy z tarczą lecz niezadowoleni, tak powrót z litewskiego Gargždų bardzo dobrze wspominaliśmy.

Podzieliliśmy się wrażeniami, rozdaliśmy wyróżnionym co było do przekazania i wróciliśmy do naszych stałych „marynistycznych” tematów.

Na stole stopniowo pojawiały się prace nasze i naszych gości. Pierwszy z naszych gości pojawił się Krzysiek wraz z maleństwami tak „brzydkimi, że aż ładnymi” jak mawiał Szwejk. Brzydota ich polegała zdecydowanie na fizjonomii pierwowzorów, bo patrząc na wykonanie chciało się powiedzieć „jak ładnie tą brzydotę udało ci się wydobyć”. Był więc płomiennowłosy krasnolud i były dwa paskudztwa z którymi nie chcieli byście się spotkać wstając z łóżka, lub w jakichkolwiek innych okolicznościach. Krzysiek przygotowuje się do wyjazdu do Japonii, zbierał więc listę życzeń jakie komukolwiek wpadły do głowy nie zastanawiając się, że Krzysiek zwierzęciem jucznym nie jest, co bez specjalnego wysiłku da się zauważyć.

Ponieważ jako ISMR z natury jesteśmy grzeczni to grzeczność nakazuje nam też wspomnieć o drugim naszym gościu, Michale. Michał na co dzień zajmuje się chałupnictwem, co on tam robi to dokładnie nie wiem, ale wiem, że między innymi projektuje samoloty. Dzięki niemu właśnie możecie sobie polatać niektórymi maszynami na Microsoft Flight Simulator.

Michał w wolnych chwilach zajmuje się sprawianiem nam przyjemności. Bo niezwykle przyjemnie jest popatrzeć na jego modele zarówno samolotów, pojazdów jak i figurki. Tym razem na naszym stole Michał postawił dwa pojazdy i dwie figurki.

Kto przyniósł kapliczkę, „zabij – nie powiem”, po prostu nie zapytałem. Natomiast cierpliwie czekałem aż przyjdzie Pan Adaś, bo on ma zwyczaj, jak się chce dobrze przyjrzeć drobiazgom na stole, przyklęknąć na kolanko. Jakież było moje rozczarowanie kiedy przyszedł wreszcie Pan Adaś z litewskim sękaczem pod pachą i litewskim serem w drugiej ręce i przywitawszy się zabrał się za oglądanie kucając, a nie klękając. Tak więc cały misterny plan poszedł tam gdzie Rewiński wyraził to w Killerze drugim.

GEM mając doskonałe doświadczenie z Cataliną w skali 1:48 udzielał cennych rad Robertowi, który zjawił się z nią właśnie pod pachą. Temu służą te spotkania. Oprócz walorów towarzyskich to jeszcze walory warsztatowe. Zawsze znajdzie się ktoś kto służy dobra radą, a wyjątkowo cenne jest jak rady udziela ktoś kto na tym choć trochę się zna. Pozostali nie znają się na niczym, więc mogą udzielać rad na każdy temat.

Mikołaj i Andrzej, a w zasadzie Andrzej i Mikołaj bo to i po starszeństwie tak się należy, jak i po etykiecie (najpierw ojciec, potem syn), przynieśli swoje prace w trakcie ich wykonywania, Andrzej Lysandera 1:48, a Mikołaj Spitfira w 1:72. Szydercy pytali Mikołaja dlaczego Spitfire, przecież poprzednio też robił Spitfire i poprzednio też i jeszcze poprzednio też i jeszcze poprzedniej też. Mikołaj na to ma bardzo sensowna odpowiedź, „bo mi się podoba Spitfire”. Przy okazji wynikła modna ostatnio dyskusja na temat pasów inwazyjnych, że nie powinny być idealnie równe, że malowane były na szybko, po nocy. ja jednak twierdzę, ze proste też powinny być, w końcu mechanik miał swoja maszynę, dbał o nią, pieścił ją, A jak nie był fleją i chciało mu się to skoczył po taśmę malarską, albo przyłożył namoczony w farbie sznurek. Trzeba mieć dokładne zdjęcie tego akurat egzemplarza samolotu, aby jednoznacznie to określić. Na domiar tego nie jest wykluczone, że mechanik jak spojrzał jak on to popaćkał w nocy, kiedy po powrocie samolot wylądował, poprawił nieco pasy, żeby się inni z niego nie śmiali.

No tak ja tu o paskach a przecież zwięzła miała być.

Maciej nic nie przyniósł, Maciej był pusto. Na wchłaniał się modelarskiej atmosfery, zakupił model samochodu i zabrał robotę do domu.

Ponieważ ISMR to jedna spora rodzinka to jak wspomniałem wcześniej w tej rodzinie mamy też rodziny i taką jest Andrzej i Mikołaj, Ale i jest jeszcze Robert, Piotrek i Michał. O Robercie wspominałem wcześniej, o Piotrku nie wspomnę bo nic nie przyniósł, ale o Michale trzeba. Bo on z jest szczęśliwym posiadaczem BMW. No mafia takim BMW nie jeździła, bo ten akurat BMW ma coś z rykszy. Model stary ale da się z niego model zrobić pod warunkiem, że skorzysta się z bryły i kilku innych elementów, a i te się poprawi lub wykona całkiem od podstaw. Michał nie należy do szybkich modelarzy, za to jest bardzo konsekwentny. Jak dorabia jakiś element, to nie wychodzi z założenia, że tu się pobrudzi, tu się przykryje szmatą i będzie dobrze, Będzie tyle razy robił od nowa, aż będzie taki jaki uważa, że powinien być. Jest jednak z tym problem, bo przewlekłość postępowania powoduje iż zaawansowany w budowie model nie doczeka finału, bo czasem kot go zabierze, czasem ktoś nadepnie, czasem przy remoncie mieszkania coś nieprzewidzianego się zdarzy. Ale spokojnie, nie ma co się spieszyć, Penelopa też powoli robiła i dobrze na tym wyszła.

Spitfire przyniósł też Krzyś, a może raczej Krzysiek, bo tak już trzeba na niego mówić skoro dawno przestał być juniorem. Na pewno nie można mówić na niego Krzych, bo choć wysoki jest to jednak należy do szczupłych osób.

Jego Spitfire V z dywizjonu Zefirków (308 Krakowski) Tadeusza Schiele w skali 1:72 prezentował się bardzo dobrze. tempo prac Krzyśka spadło od kiedy przestał być juniorem, tłumaczy to szkołą. Ja w to nie za bardzo wierzę, ale tej wersji się trzyma. Pozostaje nadzieja, że w tym roku ją kończy, a następna pozwoli mu na więcej przyjemności.

Punktem kulminacyjnym naszego spotkania była uroczysta konsumpcja sękacza litewskiego, którego Adam otrzymał jako trofeum na konkursie w Gargždų. Sękacz Litewski znany jest od XV wieku, ponoć litewscy wojowie pożywiali się nim idąc na bitwę pod Grunwaldem, Ten to sękacz prawdopodobnie przyczynił się do tego, że Litwini Krzyżaków pod Grunwaldem pobili przy jakiejś tam asyście polskich wojsk. Ale co tam historia, Sękacz ze szczerego serca był dany bo wszystkim bardzo smakował.

Tak to na prędce opowiadanie ze spotkania kończę bo muszę je opublikować zanim się następne zacznie. A jest godzina 14:57 i za 3 minuty oficjalny początek naszego marcowego spotkania jest wyznaczony.

Share this content: