Ładowanie

S10E09 Inowrocławskie Spotkanie Modelarzy Redukcyjnych

S10E09 Inowrocławskie Spotkanie Modelarzy Redukcyjnych

Wrześniowe spotkanie było zagadką, bo przecież co tydzień gdzieś ktoś był na jakimś konkursie, festiwalu, a przecież pomieszkać też trzeba. Spokój w domu spokojem, ale kobieta potrzebuje męża jak piorunochronu, musi mieć na kimś się wyładować.

Obawy jednak były niepotrzebne bo już przed piętnastą przyszedł Bartek i od razu pytał się czy Witek już jest. Znaczy jest dobrze, znaczy Włocławek dotrze. Miałem jakieś przecieki ale czy na pewno i w jakiej sile nie byłem pewny. A, że jak czegoś nie jestem pewny to nie mówię, czekałem więc cierpliwie na rozwój wypadków. Zabrałem się za aranżowanie przestrzeni spotkaniowej. Aranżowanie, to znaczy przygotować jak najwięcej miejsc do siedzenia, oraz zadbać o symboliczny poczęstunek. Tym razem totalne lenistwo, czyli zestaw napoi i miseczka chipsów. Tym razem też, inaczej niż zwykle, sporo modeli stało już na stole, ponieważ po wrześniowych wyjazdach zdeponowane zostały, w oczekiwaniu na wyjazd do Szczecina.

Punktualnie o 15:00 się zjawili jakiś trzech cywili, buźki wygolone, długie jak badyli. Wcale w mordę nie walili tylko przemówili, modele postawili. A było na co patrzeć, bo Michał postawił Jasiofasolowca z pięknie powycinanymi drzwiami i klapami, a Piotrek zaczął pincetą wyciągać swoje drobiazgi, oczywiście ci od dużych skal nawet na to nie patrzyli bo nie dla tego przecież przeszli na skalę 1:32, że bardziej im się tak podoba, ale dla tego że w tej skali to widzą części.

Po chwili przyszedł nowy. Nowy, bo pierwszy raz, wreszcie znalazł dla nas czas Krzysiek. Urozmaicił nasze menu ciasteczkami i z wielką nieśmiałością zaczął rozglądać się o co w tym wszystkim tutaj chodzi. Krzyśka znam od jakiegoś czasu i wiem, że jeżeli chce się porozmawiać to do Krzyśka jak w dym. Jednak tym razem nie poznawałem kolegi. Moje obawy, jak się później okazało, były nadmierne bo Krzysiek poinformował mnie, że kilka ciekawych podpowiedzi wyciągnął.

Na chwilę, bo w tym dniu jeszcze do pracy musiał iść, wpadł Jarek i przyprowadził naszą New Hope czyli syna Mikołaja, Mikołaj przerósł mistrza i zdobył już swoje pierwsze medale w Łasku i Gnieźnie, a tata się jeszcze uczy.

Nie do poznania był też Maciej, aż wzbudził powszechne zakłopotanie zgromadzonych. Słowo od niego kupić trudno było, ale naciskany ze wszystkich stron przełamał się i wrócił do normy.

Adam przyniósł swoje kultowe modele z misją wysłania ich do Szczecina, bo sam niestety udaje się akurat protiwpołożno.

Dużo radości wzbudziło przybycie Bartiego i puf puf Andrzeja, Obaj świetnie do siebie pasują i bardzo dobrze ze sobą się czują. Andrzej jak lokomotywa, Jak zwrotnica mu przeskoczy to może mówić pod pełną parą i trudno go zatrzymać. Barti przeciwnie, ceni swoje słowa. Lecz kupione ma wielką wagę. Jest więc jak tender, trzyma się nieca z tyłu, ale zawiera sobie sam konkret.

W międzyczasie nie razem lecz osobno zjawili się przedstawiciele ISMR z Bydgoszczy. Maus i Kurt. Maus potwierdził swoją decyzję przejścia na modelarstwo plastikowe i postawił Elephanta w skali 1:35. A Kurt tradycyjny, trzyma się swojej tematyki. Kiedy już mu się wydaje że zbudował już wszystkie śmigłowce, to jakiś wydawca opublikuje kolejny model, więc Kurt jak Syzyf zabiera się do kolejnej pracy.

Przybył też Krzysiek, nic nie przyniósł bo jego modele tu już były. Dotarli pokoleniowi modelarze Andrzej z Mikołajem. Mikołaj ostatnio na zesłaniu przebywa w miejscu, gdzie nie nie da się nawet zatelefonować, ale jeszcze troszeczkę i wróci do żywych.

Nasz senior, Stefan też nas zaszczycił po uwieńczonym poczwórnym sukcesem tournée w Oleśnicy. Nie zabrakło też Marka, który też jest konsekwentny, a ludzie konsekwentnych trzeba szanować. Marek konsekwentn ie odmawia wstąpienia do ISMR.

Długo wyczekiwany Włocławek przybył jako ostatni, w formacji klucza w sile 4 osób dotarł Witek, Artur, Robert i Sławek.

Z przodu prowadzący (klucznik czy też gąsior) Witek a z tyłu w luźnej formacji pozostali.

Bartek doczekał się wreszcie Witka, a Witek nagrodził ten czas oczekiwania prezentując swój model.

Ale model Witka to nie wszystko, bo wraz z Witkiem zjawiła się najwyższa półka modelarstwa. Sławek modelu nie przywiózł, ale miał go zaklętego w swoim telefonie i za pomocą palca, niczym zaczarowaną różdżką wyczarowywał kolejne obrazki. Artur przywiózł najnowszą swoją pracę, Mustanga w skali 1:32, a Robert jak zwykle nic, czyli na leniucha. Sprzedawał za to wiele cennych i fachowych informacji.

Rozmowy się toczyły w pełnym skupieniu w różnych gremiach i w różnym tempie, Część pochylała się w skupieniu.

A pozostali rozprężali się na zewnątrz.

Zależało mi na robieniu zdjęć przypadkowych, nie pozowanych, takich pokazujących zwykły przebieg, czasem włączyć się do rozmowy, jednak kiedy już wydawało mi się, że mi się uda to nagle stawałem w obliczu takiego obrazka.

I trwała by ta wspaniała atmosfera, chyba nawet, w nieskończoność, gdyby wszystko nie pokrzyżowała kobieta. Odebrałem telefon, że po tygodniowej nieobecności w kraju o 19:45 wyłoni się z pociągu w Toruniu. Powiedziałem zebranym, że muszę pojechać i poprosiłem aby poczekali, ale chyba tylko na to czekali i był to sygnał zwalniający ich z comiesięcznego stawiania się na spotkaniu modelarzy.

Ja ze spotkania mimo wszystko jestem zadowolony bo gościć takie osoby to wielka przyjemność, a przy okazji udało mi się zrobić kilka portretów potrzebnych do pracy przy stronie ismr.pl

Share this content: