Ładowanie

50-te jubileuszowe spotkanie Wielkopolskiej Kartonowej Pyry

50-te jubileuszowe spotkanie Wielkopolskiej Kartonowej Pyry

Uzbieraliśmy się i o godzinie ok 16:20 ruszyliśmy do Poznania, tak aby zdążyć na 17:00 (a raczej nieco się spóźnić, bo naszą wizytę udało się utrzymać w tajemnicy). Po drodze zatrzymaliśmy się u „Piotra i Pawła” aby dokonać zakupu. Ponieważ wcześniej dokonałem rekonesansu po sklepach tak zaopatrzonych, decyzję podjęliśmy niezwykłe szybko i zaopatrzeni w dębową beczkę i dębowy pocisk udaliśmy się do Poznania, tak aby zdążyć na 17:00 (a raczej nieco się spóźnić). Radyjko zaśpiewało, że ścieżka czysta, więc pogoniliśmy nieco konie, tak aby zdążyć na 17:00 (a raczej nieco się spóźnić). Zaśpiewał też bak i trzeba było zjechać żeby zatankować, ale poszło na szczęście w miarę sprawnie bo przecież jechaliśmy tak aby zdążyć na 17:00 (a raczej nieco się spóźnić). Na konradusie nie napisali jaka jest ulica przy Cytadeli, ale wygooglowaniem i zapamiętałem. Wsiadając do samochodu i wbijając docelowy adres do nawigacji odezwało się to co znamionuje moją ułomność i adresu już nie pamiętałem, a nawigacja pokazała kilka ulic z „Cydadela” w nazwie, wybrałem – Za Cytadelą. I jak ktoś będzie mówił że ta nawigacja wyprowadza ludzi w pole to będę bronił nawigacji bo doprowadziła nas dokładnie za Cytadelę, co prawda lepiej jak byśmy byli przed, zaczęliśmy więc szukać owego „przed”. Najprostsza forma to złapać języka, ale ponieważ ruskie jeszcze nie weszli to tylko „zaciągnęliśmy języka”. Nie, to nie jest najszczęśliwszy zwrot bo pierwsza osoba która powinna być zorientowana w topografii to była maturzystka, no raczej już po maturze, no raczej już dawno po maturze (nie wiem dlaczego Anglosasi mówią mature woman na takie kobiety). Nie zaciągnęliśmy więc ale zapytaliśmy o drogę i nam dokładnie objaśniła. Co prawda nie wiem dlaczego mówiła, że mamy skręcić w lewo, a ręka jej wskazywała prawo, ale przecież wszyscy wiemy, że kobiet nie trzeba za wszelką cenę starać się zrozumieć, trzeba się z nimi pogodzić. Nie wdając się w analizy bo przecież jechaliśmy tak aby zdążyć na 17:00 (a raczej nieco się spóźnić), ruszyliśmy we wskazanym ustnie kierunku. I to był błąd bo „maturzystka” nasza miała doskonałą koordynację ruchu natomiast nie specjalnie umiała nazwać kierunki, co poświadczył drugi język informując, że tam byśmy jechali pod prąd, kazał nam zawrócić i skręcić w prawo. Tak też zrobiliśmy ale natychmiast naprzeciwko nas od pobocza wystartowała wyjątkowo złośliwa pyra i trzeba było jednak pojechać inną stroną. Ale był na prawie, bo wskazana droga do zawrócenia, była jednokierunkowa. Co z tego że przed nami było 15 metrów. Ruszyliśmy więc w kierunku południowo wschodnim posługując się jedynie czujem, a nie językami bo przecież jechaliśmy tak aby zdążyć na 17:00 (a raczej nieco się spóźnić). Szybko dojechaliśmy w miejsce gdzie parkowaliśmy niespełna cztery lata temu w czasie naszej ostatniej wizyty. Dalej czuj już prowadził dobrze, Słyszałem za sobą głosy niepokoju, czy to dobra droga, że pod górę trzeba iść,.. Nie zważałem na to tylko parłem do przodu, bo przecież mieliśmy dotrzeć tak aby zdążyć na 17:00 (a raczej nieco się spóźnić). Dotarliśmy około 18:00 i warto było przedsięwziąć takie przedsięwzięcie żeby zobaczyć te zaskoczone twarze. Jubilaci zaraz zaczęli się usprawiedliwiać, że tort już pochłonęli, bo nie spodziewali się, ale przecież my celowo jechaliśmy tak aby zdążyć na 17:00 (a raczej nieco się spóźnić) aby nie posądzono nas, że tort jest jedynym imperatywem jaki nas tam sprowadził. Troszkę chyba pokrzyżowaliśmy plany naszym Pyrkom bo mieli już się rozchodzić, a tu my się zjawiliśmy i przetrzymaliśmy ich, aż do zamknięcia lokalu. Niemniej zmysł sławny organizacyjny Poznaniaków zwyciężył i niemal natychmiast zostaliśmy nakarmieni i napojeni. Nie wszyscy byli zawiedzeni, Mikser tradycyjnie miał okazje bezpiecznie ponarzekać na Prezesa i wykazał się wyjątkową indolencją i w żaden sposób nie umiał obsługiwać pipę. Ale od tego ma się starszych kolegów żeby mu pomogli i dzięki naszej pomocy miał już zabawę na cały wieczór. Poważne i mniej poważne rozmowy trwać by mogły w nieskończoność, ale lokal zamykany być musiał bo bez tego nie można by było go następnego dnia otworzyć. W poczuciu dobrze spełnionego i przyjemnego obowiązku udaliśmy się w drogę powrotną już bez pośpiechu, bo przecież wiedzieliśmy, że po przyjeździe do domu będą nam kazali spać.

Share this content: