Ładowanie

Świdnicki Festiwal Modelarski ‘13

Świdnicki Festiwal Modelarski ‘13

31.08-01.09.2013

Świdnicki Festiwal Modelarski należy do kameralnych imprez, do których chce się wracać. W naszym kalendarzu znajduje się wśród imprez, których nie możemy opuścić. Zeszłoroczna impreza, mimo że ma kameralny charakter zaskoczyła nas ilością, a przede wszystkim jakością modeli. Na stołach z pełną odpowiedzialnością możemy powiedzieć, że znalazły się dobre i bardzo dobre modele. Jest to argument aby tu wracać, ale myślę że wielką wartością Świdnickiego Festiwalu jest klimat jaki potrafią stworzyć organizatorzy.

Kryzysowa sytuacja wdarła się i w nasze szeregi, niemniej ten wyjazd nie mógł się nie odbyć. Robert zadeklarował użyczenie swojego środka transportu. Wspomniał, że samochód posiada duży bagażnik więc z zabraniem się i modeli nie będzie problemu. Nie jeździł jeszcze z nami i nie przewidział siły Artura modelarstwa.

O czwartej rano zapakowaliśmy się do samochodu i w drogę. Do Trzemeszna było było luźniutko tylko ja i Mitchell na tylnej kanapie. Schody zaczęły się w Trzemesznie, ja wiedziałem że damy radę, zabrać i GEMa i jego pudełka, ale zadanie było dość skomplikowane. Kilka przymiarek i udało się, ja z jednej strony pudełek, Grzegorz z drugiej. Mimo niedospania głowa się nie kiwała, nie miała prawa, między boczna ścianą samochodu, a kartonem głowa miała miejsca po 1 cm. Grzegorz co pewien czas mówił o czymś co widział za oknem, ja nie dociekałem o czym mówi, wiedziałem że w drodze powrotne ja to będę widział.

Podróż przebiegła zgodnie z planem, nie licząc tego, że Robert go nie znał i zaplanowany przystanek „siku” zarządził nie o 8:00 a o 7:15. Tu oddał nas w sprawne ręce Piotrka, który dowiózł już nas na miejsce.

A tam gospodarze z otwartymi ramionami już czekali ale mieliśmy wrażenie, że jesteśmy za wcześnie. To dobrze jest czas na spokojne rozpakowanie się.

Organizatorzy do Biura Zawodów rzucili to co mieli najlepszego, Stasia z żoną. Cóż, doskonałe zagranie marketingowe. Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne.

Zarejestrowaliśmy modele, tu kolejny raz przekonaliśmy się jakim dobrodziejstwem jest rejestracja internetowa. Pobraliśmy klucz do pokoju jaki dla nas przygotowano niemal za płotem i tam konsternacja. Pokój wielki, sprężyste fotele i kanapa i wieeeelkie łoże. Spokojnie we czterech a nawet w pięciu w nim byśmy się zmieścili. Grzegorz od razu zameldował, że śpi od okna, a ja dyskretnie wrzuciłem plecaczek na dziecięce łóżeczko stojące nieopodal. Po chwili jednak okazało się, że przygotowano dla nas jeszcze jeden pokój.

Wróciliśmy na imprezę, a tam już tłumek się zebrał, przyjechali Czesi w znacznej sile i reprezentanci z Niemiec, a od nas (czyli z Polski) same fajne ludzie i nie bez łaski zjawili się reprezentanci Łasku. Zgodnie z obietnicą bardzo wzmocnił naszą reprezentację Robroy, który jako mieszkaniec Wrocławia miał tutaj bardzo blisko.

Kiedy już się wszyscy zebraliśmy i modelami nacieszyliśmy wyszedł Arek i zaprosił nas całą kupą do modelarni jaką IPMS Świdnica od niedawna się cieszyło.

Miasto przekazało wyremontowaną kamienicę dla Stowarzyszeń. jedno z pomieszczeń otrzymali modelarze i jak widać doskonale się tam zagospodarowali. Nie będę ukrywał, że zazdrość mnie (i myślę nie tylko mnie) ogarnęła, widać są miasta, które zauważają potrzeby swoich mieszkańców.

W drodze powrotnej skorzystaliśmy z załatwionej przez organizatorów 30% promocji na posiłek w całkiem sympatycznym lokalu. Z wielka przyjemnością pogadało się z kolegami z forum i objaśniło o co chodziło w czasie forumowych dyskusji. Jednak bezpośredni kontakt nie da się zastąpić forumowymi dyskusjami. Przykładem tego niech będzie sprawa rozdzielenia klas kołowych i gąsienicowych. Nie dziwię się że w ostatniej chwili organizator wstrzymywał się z ta decyzją, gdyż piękne statuetki jaki były wcześniej zamówione dla laureatów niestety nie chciały się rozmnażać proporcjonalnie do sugestii. Jednak stało się, powstały oddzielne klasy.

Sposób oceniania był powtórzony z zeszłego roku, „Sami Sobie” każdy startujący dostawał kupon i dokonywał oceny. Metoda w założeniu bardzo sympatyczna, w końcu sami modelarze wskazywali które modele ich zdaniem są najlepsze. Niestety czasem rzeczywistość nie zawsze idzie w parze z ideałami, a przede wszystkim jakiś duży opór przed zmianami tkwi w nas. W czasie wieczornych dyskusji można było wymienić się spostrzeżeniami.

Warunki do tego były przednie, to że kawiarnia, która zawsze funkcjonowała na dolnej kondygnacji, zakończyła swoją działalność, wcale to nie przeszkadzało. Nawet podniosło atrakcyjność wydarzenia. Mariusz roztaczał swój urok i nie pozwolił nikomu czekać nadmiernie na swoje zamówienie, A sposób podania i dopieszczania zamawiającego powinien stać się wzorcem na innych tego typu imprezach. Oczywiście nie on sam tam się uwijał, reszta Świdniczan też się tam dwoiła, a centralnie przed barem koledzy z Czech postawili beczkę swojego piwa. Z cierpliwością godną dobrego nauczyciela uczyli nas jak nalewać piwo, żeby nie odejść z samą pianą. Wychodziło to różnie, nawet im samym, choć tłumaczyli nam, że u nich sztukę tą opanowało już każde dziecko.

Fotografia prezentuje stan z przed południa, kiedy to tłumu jeszcze nie było, a na sali swoje stoisko rozłożył sklep IZMOD. Natomiast przez cały czas można było podziwiać jak zwykle bardzo ładnie skomponowane stoisko klubowe IPMS Świdnica.

W niedzielę rano udaliśmy się na jarmark staroci który wypełnił swoimi skarbami cały rynek i przyległe uliczki. Kiedy wróciliśmy aby pofotografować modele okazało się, że za barem jest w doskonalej kondycji i z niezwykłą świeżością ta sama ekipa i znów dwoi się i troi, czaruje i zabawia swoich gości, czyli nas. Obowiązki jednak ponad wszystko, tradycja naszą jest wybranie modelu który nam czyli ISMR-owi najbardziej się podoba. Typów było wiele, nawet więcej niż typujących, jednak w wyniku zgodnej dyskusji postanowiliśmy wyróżnić model Szymona Grzywocza.

Do sympatycznej uroczystości zakończenia czas spędziłem w kawiarence i tak mi było żal się rozstawać, że ani się obejrzałem jak Robert, Piotrek i Grzegorz popakowali wszystkie nasze modele i wyciągnęli mnie w drogę powrotną. Z poczuciem wstydu i zażenowania, że zaniechałem procedury ewakuacji dałem się upakować pomiędzy kartoniki i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Share this content: